
Chorwacja #2 – Makarska i niezbędnik Huncwota
Przeciwnik czai się i rusza do ataku. Podstępem próbuje zepchnąć do wody konkurenta, który nie poddaje się bez walki.
Rozśmieszasz rywala i prawie masz go w garści – rozkojarzony zbyt blisko zbliża się do krawędzi swojego „arbuza”, kontynuując zaczepki. Niekontrolowane wygibasy i chlup! Właściwie tylko raz udało mi się „zatopić” Mateusza, poza tym dostałam wciry 😉

Lata 90-te – Kołobrzeg, flashback
Ogromna atramentowa plama wyłoniła się nagle zza lasu miejskiej zabudowy i sięgała daleko po horyzont. Enigmatycznej plaży nadal nie było widać i moją dziecięcą wyobraźnię ogarnął lekki niepokój – jak się pływa w takiej toni?
Niewątpliwie musiał być jakiś sposób, przecież Mama kupiła nam najpiękniejsze na świecie stroje kąpielowe – każdy z fantazyjną falbanką i w koniki morskie lekko mieniące się brokatem. Każda z sióstr miała też swoje dmuchane kółko w rybki, ośmiornice i inne morskie stworzenia. Byłyśmy doskonale przygotowane na pierwsze w życiu spotkanie z morzem, które poprzedzała podróż fascynującym pociągiem na drugi koniec Polski – do Kołobrzegu.
To były czasy przedinternetowe, kiedy booking.com i AirB&B jeszcze nie istniały. Wyboru kwatery dokonywało się na finalnym dworcu kolejowym, gdzie turystów witali właściciele pokoi ze swoją ofertą – raczej bez pełnej palety zdjęć potencjalnego wakacyjnego lokum. Już sam fakt zamieszkania w innym „domku” był niesamowicie ekscytujący, niemniej najważniejszy pozostawał Bałtyk, którym cieszyć się mogliśmy zaledwie trzy dni – z dziecięcej perspektywy bardzo dłuugo. Rodzice nie mieli lekko, ponieważ dla małych brzdąców idea opalania się była w ogóle niezrozumiała i nie wchodziła w grę. Bitwy na glony, skakanie na falach z dmuchanym kółkiem wokół bioder lub unoszenie się na wodzie na dużej dmuchanej Myszce Mickey, należącej do kuzynek – wszystko w asyście Mamy i Taty…i nieważne, że nie ma słońca, jest zimno i jest się już całym pomarszczonym 😉
Pełnia szczęścia!

20 lat później – Makarska, sierpień 2020
Honorowe miejsce w walizce zajęły dwa dmuchane materace arbuzy – absolutny priorytet 😉 W tym roku wróciło trochę więcej „retro”. Kiedy szukałam kwatery na najbliższy tydzień, Mateusz przygotowywał ogromny stos kultowych bułeczek z jajkiem na twardo i całą masą dodatków. Odpowiedni prowiant był bardzo ważny – następnego dnia wyruszaliśmy w wielogodzinną podróż autokarem z przesiadkami, by dotrzeć do Makarskiej. Nie było napiętego planu. Znowu najważniejsze pozostawało wyłącznie chlapanie się w morzu…i słodkie lenistwo do potęgi entej 😉

Bitwy morskie na „arbuzach” inspirowane potyczkami z lat 90-tych, „Gierki Małżeńskie” ilustrowane rysunkami Andrzeja Mleczki, beztroskie zajadanie się figami w cieniu rozłożystych sosen, podglądanie wiewiórek, pływanie na deskach z wiosłem, parasailing, zdjęcia, śmieszki, tanie wino pod gwiazdami, tydzień w jednym miejscu…już teraz z czułością wspominam wakacje 2020.

W latach 90-tych, kiedy byłam małym bąblem, wyprawa nad Bałtyk wydawała mi się niemal odyseją kosmiczną. Mija ponad 20 lat i jestem świadkiem gigantycznego skoku technologicznego. Żyję na przełomie „bezInternetu” i Internetu, podróży wyłącznie pociągiem/samochodem i podróży samolotem lub wyłącznie online, kiedy wszystko „zobaczyć” można z poziomu kanapy. Jestem świadkiem co raz bardziej uzależniającej rozrywki bez wychodzenia z domu i wakacji podporządkowywanych mediom społecznościowym.

Dlatego cieszę się, że wciąż pamiętam lata 90-te, kiedy Bałtyk i Kołobrzeg stanowiły prawdziwe „geograficzne odkrycie”, kiedy najważniejsze były walki na glony i przyprawiające o zastrzyk adrenaliny „rejsy” na dmuchanych kółkach, i kiedy dla małych Huncwotów strój kąpielowy i materac wodny w walizce stanowiły zapowiedź pysznej zabawy i udanego urlopu 😉


Zdjęcia: Mateusz Kucharz (klik!)